Pomiędzy porządkami, zabawą z kotem, pracą była ona. Książka. Z piękną secesyjną kobietą na okładce. I pachnącym tytułem.
Najnowsza książka Mai Drozd mnie urzekła, ciężko było się oderwać od niej. „Zapach ziół” wciąga postaciami, akcją i tym zapachem ziół, który niemal wibruje z kart książki.
Postacie bohaterów to ludzie nie lukrowani, ale mający pasje, uczucia, marzenia, a jednak stąpający twardo po ziemi. Ewa Zalewska to kobieta, która zdaje sobie sprawę jakie ograniczenia stawia jej świat, a jednak w jakiś sposób spełnia marzenia o leczeniu ludzi. Tadeusz Zalewski i Anton Brodzki – niby dwa światy, a jednak przyjaźń do końca, ponad wszystko.
Grodno i grodzieńszczyzna początku XX w., jeszcze w okowach XIX w., z niuansami konwenansów, wypada a co nie wypada, z wiadomościami ze świata, nadchodzącymi wydarzeniami w Rosji, walką z caratem o Polskę, której życie poświęci Tadeusz. Ale to marzenie o wolnej Polsce przewija się subtelnie, choć nadaje biegowi wydarzeń kierunek, to jednak na pierwszym miejscu jest dwór w Zalesiu, jego codzienność, zapach ziół, zmieniające się pory roku i odchodzące i przychodzące uczucia. Po prostu życie owiane zapachem tytułowych ziół z wszelkimi blaskami i cieniami, chwilami szczęścia, bólu, rozpaczy i… codzienności z wszelkimi odcieniami.
Książka wciąga, przyciąga i – co u mnie prawie się nie zdarza – powoduje łzy. Sama byłam zaskoczona. Tak, sceny z ratowania Antona są tak plastyczne, że można poczuć ból człowieka poturbowanego przez niedźwiedzia, czy pełna bólu scena rozpaczy Ewy.
Książkę serdecznie polecam i czekam na drugą część. Koniec tej to już mocny zwiastun nowej epoki, w której Ewa powinna się odnaleźć doskonale, a swoje miejsce odnaleźć Anton.
Gratuluję Pisarka Do Szuflady za wszystkie emocje, jakie odnalazłam na kartach tej książki.
Za piękną okładkę, idealnie pasującą do treści.